środa, 11 stycznia 2012

Lila

fot. J. Waćkowski
To był pogrzeb, jakich pewnie wiele tego dnia. Pochowaliśmy Rysię, lat 53 w pierwszą sobotę A.D. 2012. 
Targają mną różne emocje: najpierw złość na siebie, że nic nie wiedziałem o śmiertelnej chorobie Lili (tak nazywali Ją przyjaciele), która trawiła Ją jak ogień od sierpnia ubiegłego roku, że zaniedbałem z Nią kontakt (ostatni raz rozmawialiśmy/widzieliśmy się jakieś 2 lata temu), że nie zdążyłem ucałować Jej spracowanej dłoni i podziękować "za wszystko"... Chyba mam pretensje do Boga, że tak to dziwnie uplótł... oczyma wyobraźni próbuję cofnąć czas, biegnę do hospicjum, choćby w ostatnim dniu Jej życia z bukietem kwiatów, aby Pan żywota i śmierci nie zapomniał o naręczach dobrych uczynków, z którymi Lila pobiegnie ku Niemu... 
Jest mi cholernie wstyd, że nie zdążyłem.... a ta Piękność ze zdjęcia to nie Rysia - Ona była piękna bardziej, więcej, szlachetniej, mimo że, albo właśnie dlatego, że z wyboru, bądź Bożego zrządzenia - pozostała do końca swych dni niezamężną - panią samej siebie, aby dziś stać się przybraną oblubienicą Boskiego Oblubieńca...mają tam teraz niezły bal w tym karnawale...
Pamiętam, jak przed kilkoma laty Lila wspominała, że jest ktoś, kto może dokonać zamiany Jej stanu z panieńskiego na małżeński, rezerwowała mnie w roli grajka na uroczystościach ślubnych... Jednak nieoczekiwanie moja nuta musiała wybrzmieć molowo na Jej pogrzebie (pogrzeb to takie smutne weselisko). Orszak procesyjny ruszył w kierunku miejsca ostatniego spoczynku. Przez dłuższą chwilę szedłem ramię w ramię z urną, która kryła doczesne szczątki Rysi. Próbowałem sklecić jakąś wzniosłą myśl - bezskutecznie... Oczyma wyobraźni zobaczyłem Lilę idącą obok mnie: całą, zdrową i uśmiechniętą, która jak zawsze pyta "co tam u ciebie słychać?"... i tak sobie idziemy, rozmawiamy, jakby wokół nie było tej setki ludzi, jakby świat wziął głęboki oddech i dał nam ostatnią sposobność na ucięcie pogawędki...
Wyszukuję z pamięci "stop-klatki" naszej relacji: Twoja otwartość, szczerość, spieszenie z pomocą, jakbyś wiedziała, że życia może nie starczyć na czynienie dobra... 
Bóg dobrych zabiera za wcześnie, złych zostawia na ostatnią chwilę, aby się poprawili...
Uderzam się w pierś, serce łopoce, żal nieutulony, że Cię po ludzku zabrakło, choć teraz więcej Cię niż kiedykolwiek i do mnie bliżej. Mimo to beczę, jak dzieciak, jak po śmierci kogoś bardzo bliskiego... już nie zadzwonisz... i ja nie zadzwonię (wczoraj wykasowałem z komórki Twoje numery telefonów). 
Karnawał ledwo rozpoczęty i nowy rok, a ja drżę o swoje życie, boję się o swoje zdrowie, tylu młodych i zdrowszych zabiera Pan znienacka. 
Cóż przyjdzie na sądzie powiedzieć, gdy goły grzesznik stanę? Cóż Sędzia powie, gdy zważy na szali...? Czy da się przebłagać?
Od nagłej i niespodzianej śmierci - uchowaj Boże...
----
Wspieraj me trudne życie, wstawiaj się u Pana, pomagaj, jak dawniej... święta Lilo...


Antonius

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz