czwartek, 2 kwietnia 2020

ŻYWE TRUPY

filmweb.pl
Wczoraj zmarł Carl, jedna z czołowych postaci kultowego serialu "The walking dead". Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie uronienie przeze mnie na tę okoliczność krokodylich łez w rozmiarze, który podczas projekcji filmu przydarzył mi się pierwszy raz w życiu. Carl zmarł, ale co to była za śmierć!? Nie z pół obrotu jak u Chucka Norrisa, ale śmierć ze wszech miar przemyślana, namaszczona, z żalem za przewinienia, z przesłaniem, po prostu boska!
Dopowiem, że przed kilkoma laty, kiedy żona kazała wszystkim domownikom wynosić się z pokoju telewizyjnego, bo o 22.00 na FOX-ie odpalali jej serial, opuszczałem "salę kinową" z największą odrazą, nie pojmując, jak można rozsmakowywać się w tych niehumanitarnych paskudztwach, jak rozwalanie głów "sztywnym" czym popadnie. O ile wówczas film zajeżdżał mi siarką, tak obecnie, gdy na sugestię żony, przyłączyłem się do oglądania wszystkich serii od początku (w ramach zabijania czasu przymusową odsiadką w areszcie domowym w ramach nieubłaganej walki z koronawiarusem), zdanie diametralnie zmieniłem. Tym bardziej, że bez trudu wychwytywałem subtelnie przemycane, przez reżysera i scenarzystę, wątki chrześcijańskie. Fakt ojciec Gabriel (ta ofiara losu;) wyznaniowo jest trudny do sklasyfikowania. Jedno z pierwszych rzutów na tablicę przed jego świątynią "parafialną" mówi o wspólnocie episkopalnej. Jednak różaniec, który nagle pojawia się w jego ręku, a następnie (kilkanaście odcinków później) propozycja wyspowiadania szefa gangu "Zbawców" wytrąciłaby oręż z ręki najzacieklejszemu badaczowi chrześcijańskich denominacji. Ale niech mu tam. Ważne, że w 99% paraduje w koszuli z koloratką - co za piękne świadectwo! :) Taki widok u dzisiejszego kleru katolickiego, nawet na oficjalnych zlotach duchowieństwa, wydaje się przechodzić do lamusa. Wszak w imię czego zrażać do siebie ludzi albo się narażać? A więc szacun, mimo że ojczulek pierdoła (poza drobnymi wyjątkami). 
Ale przecież ja nie o tym, a o wojnie, która w tych dniach niczym perfidny wirus wstrząsa umysłami katolików po całym Bożym świecie z hierarchami na czele.

Wojna totalna

Minister zdrowia Szumowski Łukasz, chwalony jest za swój katolicyzm i oddanie służbie bliźniemu, czego dowodem mają być jego zdjęcia z pobytu i posługiwania chorym (wraz z żoną) u matki Teresy z Kalkuty. Ładnie, a nawet pięknie, tylko czemu mości pan doktór Judym najpierw dozwolił na 50 osób w kościele, żeby tydzień później obciąć cyferkę "0"? W tramwaju, opowiada w wywiadzie, ma być co drugie miejsce wolne, a w kościołach (dużo większych niż środki komunikacji miejskiej) jedynie 5. Obłęd.
Nie byłoby w tym może nic oburzającego, gdyby nie fakt realnego i odbywającego się na naszych oczach wiernopoddańczego sojuszu tronu z ołtarzem. Biskupi polscy w podskokach z rządowych wytycznych zrobili szóste przykazanie kościelne. Rekordzistą jest chyba JE Libera Piotr, który w swoim zamaszystym resume jakieś 9 razy (sic!) używa niczym zaklęcia obowiązkowej liczby 5 na wszystkich mszach do 12 kwietnia br. włącznie (sorry - Triuduum Sacrum bez ludu, ciekawe czy Chrystus się uchowa) - oczywiście z możliwością pociągnięcia dalej - wedle życzenia partii rządzącej PP(i)S. Władza każe zamknąć świątynie? Zamkniemy na zdrowie! A kto się sprzeciwi, temu władza rękę trzymaną przez biskupów odrąbie.

Siostry też (nie)miłosierne...

...strasznie się przejęły...czy będzie myślozbrodnią domniemywać, że są na garnuszku kurialnych i państwowych dotacji, skoro tak usilnie chcą się wykazać w walce z zarazą? Nie wiem, ale myślę, że św. Faustynka w grobie się przewraca. Strażniczki miejsca, gdzie Pan Jezus Miłosierny łaskaw był po raz pierwszy się objawić (Płock, Stary Rynek), gdzie wyraził życzenie, aby namalować obraz z podpisem "Jezu, ufam Tobie" obwieściły na drzwiach wejściowych kapitulację względem magicznej cyfry 5, skrupulatnie reglamentując dostęp do światowego centrum Bożego Miłosierdzia. Dzięki wirusowi powróciła do klasztoru instytucja furtianki, która zamyka drzwi do przybytku Pańskiego, gdy ten zapełni się pięcioma osobami. Ciekawe, czy siostry też modlą się na raty (z pewnością w klasztorze jest ich więcej niż 5), na raty jedzą posiłki i czy dolicza się je do liczby wiernych świeckich obecnych w kaplicy z wystawionym Najświętszym Sakramentem, czy też mają swoje wewnętrzne co najmniej dwie msze?

A co u tradycjonalistów?

Też fobia. Zawsze uważałem środowisko ludzi przywiązanych do tradycji katolickiej i Mszy, która przeżyła nie jedną zarazę, za skałę i twardzieli pod każdym względem. Rozczarowanie. Wyimaginowane lęki przed wtargnięciem policji, odliczanie do pięciu, kombinowanie z dwoma mszami godzina po godzinie celebrowanej przez tego samego kapłana. Nie pojmuję. Prawo Boże, zdrowy rozsądek i tu ustępuje miejsca zarządzeniom władzy ludowej. Jak takie powściągliwe i zapobiegawcze postawy mają się do stanowiska pierwszych chrześcijan narażających swoje życie, aby uczestniczyć w coniedzielnej Mszy Świętej, tych, którzy przyłapani na złamaniu zakazu cezarów, mieli na swoją obronę jedynie... - "Bo my nie możemy żyć bez Mszy Świętej!"?
Bez obaw, co bardziej twardogłowi kapłani zapowiedzieli, że nie rozpoczną mszy trydenckiej, dopóki nie wyjdzie z kościoła czy kaplicy ponadwymiarowa liczba osób. Szał pał, panie dzieju. Nie masz wyjścia, idź na mszę posoborową - tam na szczęście nie wszyscy księża zalecenia i cyferki traktują w sposób zabobonny i magiczny, że użyję sformułowania bpa Libery (Zarządzenie z 26.03.2020, pkt 15.11). 
Niech Was boska ręka broni, moi drodzy parafianie, przed zabobonem że Komunią Świętą nie można się zarazić!

Kazus sierot św. Jana Bosko

W 1854 r. w Turynie rozszalała się epidemia cholery. Wychowankowie ks. Bosko, wierzyli, za sprawą swojego opiekuna, że włos z głowy im nie spadnie, jeśli będą w stanie łaski uświęcającej. Dodatkowym orężem miał być wręczony każdemu cudowny medalik NMP z paryskich objawień r. 1830. Ponad 30 sierot Jana Bosko ruszyło na pierwszy front opieki nad chorymi i umierającymi. Turyńska „Harmonia” tak opisywała ich pracę
„Ożywieni duchem księdza Bosko, który jest dla nich bardziej ojcem niż przełożonym, odważnie zbliżają się do zarażonych, budzą w nich siłę i zaufanie nie tylko słowami, ale także czynami. Biorą ich za ręce i nacierają je bez pokazywania jakiegokolwiek przerażenia czy strachu. Przeciwnie, kiedy wchodzą do jakiegoś zakażonego domu, zaczynają od rozmowy z przestraszonymi ludźmi; dodają im otuchy i proszą, aby wyszli, jeśli się boją, z wyjątkiem przypadków, kiedy idzie o chorych płci słabej. W tych okolicznościach żądają, by ktoś został w pobliżu. Kiedy chory wyzionie ducha, znów z wyjątkiem gdy chodzi o niewiasty, dokonują ostatnich zabiegów przy zwłokach”. Żaden z nich nie zapadł na cholerę. Jedynie Cagliero zachorował na tyfus. Z powodu epidemii zmarło w Turynie 1250 osób. Innych 550 odeszło z powodu choroby żołądka powstałej po zaleczeniu cholery. Po epidemii ks. Bosko przyjął do swego domu grupę kilkunastu nowych sierot.

Wiara zwycięża lęk, pod warunkiem, że się ją ma.

Plusy dodatnie, plusy ujemne

Spośród już zauważalnych i spodziewanych pozytywów na plus i na minus należy wymienić:
1. Wyeliminowanie "11 przykazania boskiego" w postaci sekciarskiego przekazywania sobie znaku pokoju poprzez niecierpiące odmowy podanie ręki wszystkim w promieniu pięciu metrów. [Ps. Parę lat temu byłem na mszy w bazylice przy Kawęczyńskiej (stolica). Celem uniknięcia podania łapki, wcześniej zapobiegawczo uklęknąłem, schylając głowę. Na nic to. Starsza pani zaczęła mnie pukać po ramieniu, dając sygnał, że łamię "11 boskie przykazanie" nie przekazując jej znaku pokoju. Na nic to - potraktowałem starszą panią jak powietrze. Identycznie zachowała się inna starsza pani w jednej z parafii pod Warszawą. Zadała sobie trud, aby krokiem dostawnym kilka metrów w ławce zbliżyć się do mnie i klęczącego (z głową w dół) klepać po ramieniu. Rzecz jasna - nie zareagowałem.] Reasumując - duży plus dla zarazy. Zostanie wiernym do dyspozycji zaledwie tzw. "koński łeb" - jak pieszczotliwie wyraził się o tym geście polski liturgista śp. ks. Bogusław Nadolski. W tym miejscu powinien nastąpić obszerny wykład o fatalnej pomyłce, jaką było wprowadzenie tzw. znaku pokoju do mszału, posoborowego, ale żeby nie przynudzać, nie nastąpi. Zauważę tylko, że do niedawna obrzęd przekazania znaku pokoju był fakultatywny (zgodnie z rubrykami), obecnie zaś stanowi obrzędowy przymus. Uchowaj Boże przed odnowicielami mszałów... 
2. Księża łudzą się, że ludziska po wszystkim zatęsknią i za jakiś czas ruszą tłumnie do kościołów, że wiara w narodzie wzrośnie w skutek uczestnictwa wirtualno-duchowego. Mam zgoła odmienne zdanie. Myślę, że duża część z wiernych zapobiegawczo (w obawie przed zarazą) udzieli sobie dyspensy na kolejne tygodnie/miesiące i pozostanie przy odbiornikach radiowo-telewizyjnych transmitujących Msze święte z ołtarzy całego świata.
3. Ból wielki - spadek dochodów kościelnych przez prawie całkowitą eliminację tacy i ograniczenie mszy/intencji. Wszak kto zechce ryzykować zdrowie i życie, aby wystawać w kolejkach do kancelarii parafialnych? Czy w związku z powyższym diecezje (kurie), biorąc za wzór przewodnią rolę KC PP(i)S, odciąży proboszczów z podatków, czy tylko odroczy płatności/ względnie rozłoży na raty? Trudno dociec. Będziemy bacznie się przyglądać. A zatem kolejny, może złudny plus - mniej przywiązania do kasy.
4. A ty organisto, graj cyganie - świątek, piątek i niedziela - to plus ujemny, zaś dodatni jest taki, że dekrety biskupie, poza obecnością minimalnej liczby celebransów podczas zbliżającego się "Triduum Silentium" i max. 3 dorosłych ministrów, biją czołem hołd ruski przed muzykami kościelnymi - wiadomo, ktoś musi pośpiewać, żeby totalnie smutno, mimo braku wiernych, nie było. Z drugiej zaś strony jest to jawna dyskryminacja organistów - bo niby dlaczego nie mogą skorzystać na zarazie i zostać w domu, skoro tak ochoczo tron i ołtarz dali wolne szeregowemu parafianinowi od szóstego wzwyż? Pół biedy, gdyby pozwolono organistom, mającym parafialne obrzędy na odsłuchu, grać w domu - wówczas mogliby się legalnie napić i zakąsić przy wielkanocnym, niepoświęconym jajku.
5. O pomstę do nieba woła pomysł hierarchii kościelnej zachęcającej, w imię higieny, o przyjmowanie przez wiernych Komunii Świętej na rękę. Czyli przychodzi do kościoła max. 5 luda (najgorliwsi z gorliwych) i zadaje im się gwałt, zmuszając do wziętego z protestantyzmu sposobu przyjmowania Najświętszego Ciała Zbawiciela. Zdrowy rozsądek nakazuje nie wątpić, że mniej zarazków dostanie się do ust wiernego z pominięciem jego ręki. Druga kwestia to niebezpieczeństwo profanacji. Wszak Komunia Święta z pewnością pozostawi na niewysterylizowanej ręce przyjmującego jakąś cząstkę Eucharystii, a przecież w każdej z nich, wedle niepodważonej do dziś nauki Soboru Trydenckiego, obecny jest CAŁY CHRYSTUS. 

Żywe trupy

Zaprawdę żywe z nas trupy, jeśli z obawy przed zarazą wysyłamy Pana Jezusa w tym Wielkim Poście na pustynię, jeżeli uważamy, że pięciu ludzi w kościele nie stanowi zagrożenia, ale sześciu i więcej już tak (mimo że jeszcze parę dni temu pięćdziesiątka w kościele była OK!).
Gdy w "ciemnym" i zaściankowym" średniowieczu duchowieństwo zamieniało kościoły na szpitale, wychodziło na ulice, aby jednać z Bogiem i opatrywać w sakramenty na drogę do wieczności, ryzykując własnym życiem, tak dziś nawet papa Francesco, który niedawno żądał od chrześcijan zejścia z wygodnej kanapy i ruszenia w teren, odwołuje publiczne modły, chowając się za telebimami - zapewne w imię większej miłości bliźniego. 
Ryba psuje się od głowy? Przykład idzie z góry? Na to wygląda...

A Ty, Panie, zmiłuj się nad nami i nad pasterzami, którzy pasą sami siebie...

"Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi. Rozproszyły się [owce moje], bo nie miały pasterza i stały się żerem wszelkiego dzikiego zwierza. <Rozproszyły się>, błądzą moje owce po wszystkich górach i po wszelkim wysokim pagórku; i po całej krainie były owce moje rozproszone, a nikt się o nie nie pytał i nikt ich nie szukał. Dlatego wy, pasterze, słuchajcie słowa Pańskiego: Wyrocznia Pana Boga: Przecież owce moje stały się łupem i owce moje służyły za żer wszelkiemu dzikiemu zwierzęciu, bo nie było pasterza, pasterze zaś nie szukali owiec moich, bo pasterze sami siebie paśli, a nie paśli moich owiec, dlatego wy, pasterze, słuchajcie słowa Pańskiego. Tak mówi Pan Bóg: Oto jestem przeciw pasterzom. Z ich ręki zażądam moich owiec, położę kres ich pasterzowaniu, a pasterze nie będą paść samych siebie; wyrwę moje owce z ich paszczy, nie będą już one służyć im za żer. Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi i paść je będę na górach izraelskich, w dolinach i we wszystkich zamieszkałych miejscach kraju. Na dobrym pastwisku będę je pasł, na wyżynach Izraela ma być ich pastwisko. Wtedy będą one leżały na dobrym pastwisku, na tłustym pastwisku paść się będą na górach izraelskich. Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko - wyrocznia Pana Boga. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie" (Ez 34,2-16).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz