wtorek, 19 kwietnia 2011

Brdów 2011 - o krok od herezji

fot. za stroną
W dniach od 15 do 17 kwietnia b.r. pod skrzydłami malowniczo położonego sanktuarium administrowanego przez ojców Paulinów (Matki Bożej Zwycięskiej) staraniem Stowarzyszenia Unum Principium odbyło się kolejne, czwarte już spotkanie "pokolenia Summorum Pontificum" (strona stowarzyszenia pewnie tylko chwilowo trudno dostępna).
źródło: ekai.pl
Na opisywane wydarzenie wybrałem się w sobotę zaciekawiony nazwiskiem zacnego w świecie nauki prelegenta - biblisty ks. prof. dr. hab. Waldemara Chrostowskiego (UKSW), który miał mówić o możliwości dialogu między trzema wielkimi religiami świata. Tuż przed prelekcją organizatorzy (bądź sam zainteresowany) przybrali konwencję konfrontacji, a zatem wykład zastąpiono wartką dyskusją. Zadawano pytania, a ksiądz profesor z wielką atencją udzielał rzeczowych i wyczerpujących odpowiedzi. 
 Najwięcej kontrowersji wywołał temat żydów i dywagacje nad tym, czy powinno się ich nawracać, czy nie. Jeszcze więcej wątpliwości nabrali słuchacze po przedstawieniu przez ks. Chrostowskiego aktualnego stanowiska Kościoła odnośnie zbawienia ludzi, którzy nie zostali ochrzczeni. Pamiętałem ze studiów teologicznych tę samą wersję, którą przedstawił prelegent, więc byłem spokojny o swoje stanowisko. Mianowicie, jeśli ktokolwiek z żyjących, choćby nieochrzczony, dostępuje zbawienia, dokonuje się ono mocą przelanej  na Krzyżu (za wszystkich ludzi) Krwi Chrystusa, co więcej, to zbawienie dokonuje się w Kościele i na mocy powszechnego charakteru Jego oddziaływania. Ponadto sakramenty związują Kościół, ale nie Pana Boga, który w sobie wiadomy sposób może zbawić nawet Eskimosa, o którym za chwilę.
Jeden z księży-uczestników zauważył, że przecież Pan Jezus powiedział: "kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; kto nie uwierzy, będzie potępiony". Zdaje się jednak, że przed tymi słowami stoi w Biblii: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mk 16,15-16). Co więc z tymi, którym nikt nie głosił Dobrej Nowiny o zbawieniu? Czy wiara nie rodzi się ze słuchania? Nie będę się rozwodził dłużej nad dość oczywistymi odpowiedziami na postawione pytania. Niech za komentarz posłuży zdaje się oficjalne stanowisko Kościoła zawarte w deklaracji Dominus Iesus:
"Dla tych, którzy nie są w sposób formalny i widzialny członkami Kościoła, «Chrystusowe zbawienie dostępne jest mocą łaski, która, choć ma tajemniczy związek z Kościołem, nie wprowadza ich do niego formalnie, ale oświeca ich w sposób odpowiedni do ich sytuacji wewnętrznej i środowiskowej. Łaska ta pochodzi od Chrystusa, jest owocem Jego ofiary i zostaje udzielana przez Ducha Świętego»81. Ma ona związek z Kościołem, który «swój początek bierze wedle planu Ojca z posłania (ex missione) Syna i z posłania Ducha Świętego»82.
Podczas, gdy dyskutanci zalewali Profesora kolejnymi pytaniami, ja byłem spokojny i szczerze ukontentowany intelektualnym polotem wykładowcy biblistyki, który zaimponował mi. Nie chciałbym urazić moich profesorów, z których ust spijałem  przed laty życiową i teologiczną wiedzę, nie mniej jednak nie przypominam sobie, abym został kiedykolwiek wcześniej tak mocno zaciekawiony, żeby nie powiedzieć zainspirowany czyjąś wypowiedzią. Słowa ks. Waldemara były bardzo wyważone, precyzyjnie oddawały jego myśl zakorzenioną w doskonałej znajomości Biblii i jej wielorakich kontekstach. Mogło mi być jedynie wstyd z powodu dość pobieżnej umiejętności interpretacji poszczególnych tekstów Pisma Świętego. Głębia rozumu i wiary zakorzenionej w Biblii,  do których w swej argumentacji odwoływał się Ksiądz Profesor była fascynująca.  Jak się później okazało nie dla wszystkich.
Z przykrością stwierdzam (obym się mylił), że u większości ze zgromadzonych na dyskusji osób zabrakło uposażenia w elementarną dla chrześcijaństwa cnotę, zwaną pokorą.  W zamian za to otworzyły się pokłady niedojrzałej emocjonalności i zacietrzewienia, które wzięły górę nad rozumem, a one zawsze są złym doradcą. Ażeby jednak rozum mógł pozostać na uwięzi, należy go wyposażyć w usystematyzowaną wiedzę filozoficzną i teologiczną, co tydzień wcześniej w swoim wykładzie podkreślał pan Arkadiusz Robaczewski, prezes Instytutu "Summorum Pontificum" na ortodoksyjnie zdrowej konferencji w Warszawie („Czy spustoszona winnica znów się zazieleni? Kryzys Kościoła i drogi wyjścia”). 
Uczestnicy spotkania, poza drobnymi wyjątkami, w kuluarowych ożywionych dyskusjach, legitymowali się raczej nikłą wiedzą zarówno ze znajomości Biblii jak i  bieżącej wykładni Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Gdy próbowałem jednemu zadziornemu bratu tłumaczyć, że Eskimosi też mogą być zbawieni i że on również jest zobowiązany o zbawienie dla nich zabiegać, odwrócił się na pięcie i poszeeedł nie przestając artykułować swych błędnych tez, opartych na baśniach. Nie miejsce tu jednak i czas na szczegółowe wyliczanie teologicznych niepoprawności wygłaszanych przez niektóre osoby, z resztą były on tak chaotyczne i ogólnikowe, że nie jestem w stanie odtworzyć zbyt wiele.
Niektóre osoby zgromadzone wokół "Jednej zasady" (Unum principium) pokazali, że mają swoją zasadę interpretacji rzeczywistości zbawczych. Dobrze, że Ksiądz Profesor był uprzejmy im to uprzytomnić. 
Jak wynikało z kuluarowych dyskusji organizatorzy przedsięwzięcia nie tego się spodziewali, żeby nie powiedzieć - zaczęli żałować, że zaprosili ks. Chrostowskiego, który ośmielił się zakłócić im bieżący tok myślenia o żydach, poganach i innowiercach. Byli święcie przekonani, że wykładowca z UKSW poprowadzi ich z krucjatą czy odsieczą na Izrael, że przynajmniej będzie anty-żydem, a tu takie wielkie rozczarowanie. Nie ładnie, Księże Profesorze, przyjaciołom z tradi-świata takich rzeczy się nie robi.
Podczas spotkania wspólnoty skupionej wokół Unum Princiupium w Zakroczymiu (przed dwoma laty) coś mi już nie pasowało, ale pomyślałem - pewnie tak ostre poglądy właściwe tzw. tradycjonalistom. Jednak po dwóch latach (okrzepnąwszy nieco w kontaktach z "tradycją") spotykam tych samych ludzi i odnoszę wrażenie, że nastąpiło wśród nich pogłębienie postaw około heretyckich. A my, płocczanie wyczuleni jesteśmy na herezje w łonie Kościoła (zob. mariawici). 
Ad rem
Kieruję z tego miejsca gorący apel do duszpasterzy tradycji katolickiej okręgu bydgoskiego z księdzem prałatem doktorem Romanem Kneblewskim na czele, aby dla dobra Kościoła podjęli się trudu przeprowadzenia pogłębionej i systematycznej formacji teologicznej i filozoficznej wśród członków i sympatyków Stowarzyszenia "Unum Principium"! 

Pomóżcie im, za nim będzie za późno.

Ps. Byłbym niekompletny zauważając tylko osoby "potrząsające głowami", wspomnę zatem o bracie siedzącym naprzeciwko mnie, który powiedział do mnie z pokorą: "Miał Ksiądz Profesor rację mówiąc, żebyśmy (za nim zaczniemy nawracać żydów) rozejrzeli się po naszych najbliższych (rodzinie, sąsiadach, kolegach) i zapytali się, jak apostołujemy wśród nich. Dało mi to wiele do myślenia".
Gdy podczas kolacji łapiąc się w duchu za głowę rozmyślałem, dokąd ta wspólnota zajedzie i czy się po drodze po heretycku nie wykolei, usłyszałem słowa pojadającej nieopodal kobiety, które nastroiły mnie transcendentnie; sądzę, że nie były to tylko jej słowa...
"NAJWAŻNIEJSZE W ŻYCIU TO WYPEŁNIAĆ WOLĘ BOŻĄ..."  
Czego sobie i zacnym Czytelnikom na ten czas paschalny życzę.
 

1 komentarz:

  1. Salve Maria ! Czy dobrze Pana zrozumiałem: jacyś uczestnicy spotkania z 1 strony popełniali błąd np. feeneyistów - głoszących wbrew Piusowi IX czy Piusowi XII, że również niektórzy nieochrzczeni z wody mogą dostąpić zbawienia, a z 2 strony - tak jakby nie chcieli nawracać niektórych narodów, by ich celowo piekłu oddać. Czy to 2 jest możliwe u katolików ??

    OdpowiedzUsuń